wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 5



ON


         Wspaniale. Teraz mogę być już prawie pewien, że moje plany legły w gruzach, bo dosłownie od dziesięciu minut Casey wpatruje się we mnie, jakbym zabił jej matkę. Ale czego niby mogłem się spodziewać? Co ja sobie w ogóle wcześniej myślałem? Że się zgodzi? Że powie „Pewnie, czemu by nie zaryzykować życia dla szalonego, starszego chłopaka, którego w ogóle nie znam?!”. Teraz wiem, że postąpiłem najmniej rozsądnie, jak tylko się dało. Nie dość, że ona ze mną nie pójdzie, to jeszcze w dodatku wywali mnie teraz ze swojego domu lub zacznie mnie ignorować albo coś w tym stylu. Od tej pory pewnie będzie na mnie patrzeć jak na psychopatę. W sumie to rzeczywiście mój pomysł nie jest zbyt codzienny, ale za to ambitny, potrzebny oraz bardzo dobrze zaplanowany. Po rozmowie, którą przed chwilą odbyliśmy czuję jakąś chęć skończenia z tym wszystkim, porzucenia tego, nie angażowania się. Niestety, jest pewien problem. Skoro już to zacząłem, to nie ma opcji, by się teraz wycofywać.
         - Cass, ja wiem, jak okropnie to musiało zabrzmieć - wreszcie się odzywam, a ona odzyskuje prawie że przytomny wzrok. - Ale ja naprawdę nie jestem chory psychicznie.
         Nie wierzę, że to powiedziałem, to musiało zabrzmieć jeszcze gorzej. Coraz bardziej się pogrążam…
         - Tak? - odpowiada bezbarwnie. - W takim razie skąd ten pomysł? I z jakiegoż to niby powodu właśnie ja mam brać w tym udział?!
         - Przepraszam, nie powinienem ci o tym mówić. Nie powinienem o nic pytać - mówię cicho, nie patrząc w jej stronę.
         - Red, ja… - zaczyna, ale zacina się w połowie zdania.
         Jej ton głosu wskazuje na to, że… Zaraz, czy ona właśnie ulega?
         - Nawet gdybym chciała ci pomóc - kontynuuje po chwili ciszy - to nie mogę. Ja mam rodzinę, przyjaciół, szkołę. Nie mogę sobie od tak zniknąć albo umrzeć!
         Wiem, że to zdanie nie powinno, ale mnie zraniło. Właśnie przypomniała mi nim, że ja nie mam nikogo bliskiego i właściwie nie istnieję. Nie trudno odczytać z tego kodu wiadomość: „ja mam po co żyć oraz ktoś przejmie się moją śmiercią, nie tak jak to jest w twoim przypadku”. Poczułem się, jakby wycięła mi to zdanie na ręce nożem, choć tak naprawdę nawet go nie wypowiedziała. A jednak, nawet ktoś tak nieludzki jak ja ma uczucia…
         Patrzę na nią smutnym wzrokiem, a ona od razu uświadamia sobie, że to nie były odpowiednie słowa.
         - Nie, to nie miało tak wyglądać! - zaczyna się tłumaczyć. - Red, ja przepraszam, naprawdę!
         Cass jest zmieszana, zdziwiona i smutna. Może i to nie najlepsze emocje, ale najważniejsze jest dla mnie jedno - już nie jest zła. Może nawet oznacza to, że pozwoli mi jeszcze trochę u siebie pomieszkać…? Choć i tak właściwie nie zostaję tu na długo…
         - Dobra, nie tłumacz się - zacząłem ją uspakajać. - Przecież to wszystko jest prawdą, nie masz za co przepraszać - spoglądam na jej niespokojny wyraz twarzy. - Naprawdę, Rose, jest okay - uśmiecham się, by choć trochę przywrócić atmosferę do jako takiej normalności.
         Cass nieśmiało odwzajemnia uśmiech.
         - Wiesz co? Ja już chyba sobie pójdę, nie chcę ci przeszkadzać, czy coś - mówi dziewczyna i jak najszybciej ulatnia się z pokoju.
         Siedzę na kanapie i wpatruję się w śnieżnobiały sufit. Nie mam pojęcia, jak to wszystko się dalej potoczy. Jestem na siebie zły, że w ogóle jej o tym powiedziałem. Zdaję sobie teraz sprawę z tego, że obeszłoby się bez wyjawiania tej części prawdy. Mógłbym po prostu nagle zniknąć i odejść samotnie; poradzić sobie bez niej. Ewentualnie znalazłbym kogoś innego. Ale z drugiej strony - dlaczego ma o tym wiedzieć tak dużo osób, tylko nie ona? Dlaczego miałaby być pod tym względem inna? No tak, może dlatego, że mi na niej zależy…?
         Nie muszę czekać długo na powrót do domu Jeremy’ego oraz mamy.  Od rozmowy mija niecałe piętnaście minut i już słyszę cichy tupot dwóch osób. Matka z synem wchodzą do domu razem. Chwile później zostaję zaproszony na obiado-kolację, więc udaję się do kuchni i wybieram najgorsze miejsce przy stole - naprzeciwko Cass, która co chwilę dziwnie na mnie zerka. Jednak w końcu udaje mi się jakoś zjeść ciepły posiłek, także dziękuję za niego, wstaję od stołu i czekam na brata Casey w korytarzu. Muszę z nim porozmawiać i to jak najszybciej.
         Stoję pod ścianą i po raz kolejny, albo może nawet nadal myślę o dzisiejszej okropnej rozmowie z Cass. Znów zastanawiam się, jak to wszystko teraz się ułoży. A przy okazji boję się o przyszłość. I, wbrew pozorom, nie pierwszy raz odczuwam coś takiego jak strach.



*****



ONA


         Dziś i jutro wolne od szkoły ze względu na święto wybrania pierwszego przywódcy, które bez najmniejszego sensu mamy przymus obchodzić, także wstaję dopiero o dziesiątej. Na szczęście celebrowanie tych dni nie jest zbyt wymyślne ani wymagające - wystarczy raz wziąć udział w publicznym apelu. Ale zawsze to jakaś strata cennego czasu…
         Wychodzę z pokoju w pidżamie i „rozwichrzonej”, jakby to określiła moja mama, fryzurze. Na szczęście nie spotykam Reda i w spokoju udaję się do łazienki. NA SZCZĘŚCIE, bo chyba nie jestem teraz w stanie z nim normalnie rozmawiać… Właściwie, nie mam ochoty w ogóle rozmawiać, z nikim. Po wczorajszej konwersacji z chłopakiem nadal jestem jakaś osowiała - na nic nie mam ochoty i nie wiem, co ze sobą zrobić. Dziwne, że tak proste słowa tak bardzo zmieniły mój nastrój. Czuję się głupio, bo wiem, że go zraniłam. A w dodatku nie mogę mu pomóc. Albo nie chcę. Albo nie wiem… Z jednej strony coś mówi mi: „Zaryzykuj, zrób wreszcie coś ciekawego!”, z drugiej słyszę: „Cokolwiek o tym nie sądzisz, pamiętaj o zasadzie”, a jeszcze inne głosy podpowiadają mi, że to zupełnie szalone i głupie, że mogę umrzeć, że nie chcę zostawić rodziny. Że nie mogę jej zostawić. Chociaż może tylko tak mi się wydaje? Niby rodzice mnie kochają, ale jakoś niespecjalnie mi to okazują. Niby ja ich kocham, ale często mam wrażenie, że bym za nimi nie tęskniła. Choć to może głupie. Ale wydaje mi się, że oni też by nie tęsknili. To wszystko brzmi jak użalanie się „najnieszczęśliwszej nastolatki na Ziemi”, prawda? Może trochę przesadzam, racja. Ale na pewno nie jakoś szczególnie - myślę tak, dlatego, że wiem, iż dla ludzi, którzy chcą pozbyć się uczuć i w końcu im się to udaje, większość spraw jest po prostu obojętna. A to wszystko przez to jedno zdarzenie. Jedno zdarzenie, które poniosło za sobą tyle okropnych skutków…
         Przygotowuję się i przebieram, aby wyglądać choć trochę jak człowiek. Umysł zajmuję nuceniem przypadkowej piosenki, którą kiedyś słyszałam, by nie myśleć już o moim wyborze, którego dokonałam. Chyba dokonałam… Bo w sumie uświadamiam sobie, że tak naprawdę ten „brak uczuć” to tylko pozór. Nie mogę ich zostawić, nie mogę pozwolić im na dopuszczenie się do tak okropnego stanu, jak poprzednio. Musze się nimi zająć, wreszcie. Boję się, że już na to za późno, ale muszę przynajmniej spróbować. I nawet gdyby nie odwzajemniali moich uczuć, muszę okazywać im, że ich kocham. Bo w ich przypadku nie jest najważniejsze to, że nie kochają, bo nie mają kogo. Tutaj chodzi o to, ze nie są kochani. Bo niestety tamten dzień zmienił także nas. Kochać i być kochanym - jedne z najważniejszych rzeczy w naszym życiu. Ale żeby doprowadzić do tego pierwszego stanu najlepiej właśnie zacząć od zapewnienia drugiego.
         Wychodzę z ciepłego pomieszczenia i włączam odparowywanie. Drzwi zamykają się za mną, a ja idę do kuchni. Mimo że wcześniej nie myślałam o zbyt radosnych rzeczach, to mój humor momentalnie się przez to poprawił. A to wszystko dlatego, że znalazłam wreszcie jakiś cel. Tak samo, jak celem Reda jest obalenie króla, tak samo moim jest od nowa pokochać rodziców. A kiedy ma się cel i dobrą motywację, można poczuć naprawdę wielką ulgę, że naprawdę jest się potrzebnym. I to mi na razie do szczęścia wystarczy.
         Idę do kuchni, w której siedzi Jeremy. Zauważam, że jest zamyślony. A w dodatku, że coś go martwi.
         - Stało się coś? - pytam, wciskając przycisk na ekspresie z napisem „zielona herbata”.
         - A od kiedy to przejmujesz się moimi uczuciami, co? - podnosi głowę i się uśmiecha.
         Chyba nie jest jednak tak źle, jak mi się wydawało.
         - Siostra chyba powinna myśleć o takich rzeczach, prawda? - zajmuję krzesło obok niego.
         - I dopiero teraz sobie o tym przypominasz? - pyta z udawaną złością.
         - Jeśli chcesz, to możemy powrócić do milczenia - mówię obojętnie, po czym oboje spoglądamy na siebie i się uśmiechamy.
         Więcej nie rozmawiamy, ale cisza nam nie przeszkadza, ponieważ nie jest spowodowana brakiem tematów, pogniewaniem się czy tez złym dniem. Jest to po prostu cisza bliskości.
         Piję herbatę i wychodzę z kuchni. Postanawiam, że muszę zajrzeć do Reda. Może nawet coś mu wyjaśnić. Albo chociaż jeszcze raz przeprosić… Bez pytania wchodzę do salonu. Blondyn siedzi na kanapie i czyta jakąś książkę. Więc on też jest fanem papierowych wydań? W pierwszym momencie cieszę się, że to kolejna rzecz, która mi u niego pasuje, ale już po chwili zdaję sobie sprawę z tego, że chciałabym, żeby Red okazał się najgorszym facetem na świecie i żebyśmy nie mieli ze sobą nic wspólnego. W końcu już niedługo się pożegnamy i już pewnie nigdy go nie zobaczę. A może nawet już nikt go nigdy nie zobaczy…
         - Cześć, Tom - mówię z uśmiechem.
         - Witaj, Rose! - chłopak odkłada książkę i również odpowiada uśmiechem, co bardzo mnie uspokaja.
         - Wiesz… Chciałam cię tylko jeszcze raz przeprosić za wczoraj… - mówię, tym razem wyraźnie, może nawet odważnie, choć to do mnie raczej nie podobne.
         - Cass… - zaczyna mówić, lecz nie pozwalam mu dokończyć.
         - Nie, poczekaj - mówię stanowczo. - Przemyślałam to, co ci powiedziałam. I zrozumiałam swój błąd. Udało mi się dostrzec, że pod tym względem ja też byłam niepotrzebna i tak naprawdę nikt by za mną nie tęsknił, gdybym odeszła, a jeśli już, to niedługo. Ale wiesz co jeszcze zauważyłam? - robię przerwę, a chłopak przechyla głowę, dając mi sygnał, że mnie słucha i chce poznać odpowiedź. - Zauważyłam, że prawda jest jeszcze bardziej odmienna. Chodzi o to, że oboje jesteśmy do czegoś potrzebni; ty do uratowania całego świata, a ja do uratowania świata moich rodziców. I z tego powodu chyba oboje powinniśmy być z siebie dumni.
         Po raz pierwszy w życiu na poważnie dzielę się z kimś moimi tak prywatnymi przemyśleniami. A w dodatku nawet się nie jąkam i mówię głośno. Przy Redzie czuję się zupełnie inaczej niż przy innych ludziach - czuję się, jakbym wszystko mogła mu powiedzieć, jakbym mogła zachowywać się odważnie, jakbym mogła być zupełnie inna. Czuję się, jakbyśmy znali się od początku życia, a w dodatku bylibyśmy jak rodzeństwo - i to jeszcze bliższe niż ja i Jerry. Niestety, bardzo mi się to nie podoba. Dlaczego to właśnie on ma mieć charakter najlepszego przyjaciela, jaki tylko mógłby istnieć? Albo inaczej - dlaczego to właśnie on musi mieć takie niebezpieczne plany…?
         - Casey, nawet ja nie miałem o tym pojęcia - odzywa się wreszcie zszokowany. - I… - chce coś powiedzieć, ale widzę, że jeszcze raz próbuje to przemyśleć. - I cieszę się, że ty też masz jakiś cel - na pewno nie chciał powiedzieć mi właśnie tego, ale się uśmiecham tak samo jak on.
         Chyba domyślam się, co chciał mi przekazać Red. Pewnie chciał powiedzieć coś w stylu „szkoda, że cię tam nie będzie”, ale powstrzymał się, by już nie kontynuować tego tematu i żeby znów nie nastała cisza. I tym razem nie byłaby ona nieprzeszkadzającą ciszą bliskości, tylko okrutną, niezręczną ciszą, której nikt nienawidzi. Ale jest gorzej - ja pomyślałam zupełnie to samo, co on.



*****


         Wracając do swojego pokoju, zauważam otwarte drzwi do pokoju mojego brata oraz dziwne odgłosy, które z niego się wydobywają. Podchodzę do źródła dźwięku i wchodzę do pomieszczenia. Jeremy się… Pakuje, szurając plecakiem po podłodze… Przeprowadza się?! Teraz?! Nie, o czym ja myślę, przecież nie zrobił by mi tego w tym okresie. Ale w takim razie - w jakie inne miejsce miałby się udać?
         - Co robisz, bracie? - zwracam się do niego z zaciekawieniem oraz z odrobiną strachu.
         - No jak to? - dziwnie się na mnie patrzy. - Pakuję się… Ty chyba też powinnaś…
         - Ale po co…? - teraz ja też się na niego dziwnie patrzę.
         - Przecież pojutrze mam wyruszać… A wy chyba macie zrobić to już jutro - wstaje z podłogi i przenosi się na obrotowy fotel.
         Ja tu nie mam pojęcia, o co chodzi, a on mówi o tym wszystkim, jakby była to najbardziej naturalna rzecz w całym naszym życiu. A może to właśnie ja o czymś zapomniałam?
         - Nie chcę nic mówić, ale… Masz jakiś problem z mózgiem? - pytam ostrożnie. - Jerry, przecież u nas nie ma zbyt wiele miejsc do podróżowania… To znaczy, nasza wyspa jest dość duża, ale…
         - Co z tobą, Cass? - chyba oboje się nie rozumiemy. - Red powiedział mi, że jutro wyrusza, ja i moja grupa mamy poczekać jeszcze jeden dzień, ale myślałem, że ty pójdziesz z nim…
         CO?! Mój brat też oszalał?! Dał się w to wkręcić? Mimo że nawet ja się nie dałam? Nie, to musi być jakaś pomyłka. Jeremy nigdy nie zgodziłby się na coś takiego. Stoję przed nim i dosłownie gapię się na niego z otwartą buzią, bo to po prostu niedorzeczne. Dokładniej, chore. I jeszcze myśli, że ja się zgodziłam?! Jak to?!
         - Jerry, przecież my nigdzie nie idziemy… - mówię cicho i powoli. - Zostajemy z rodzicami, bo nas potrzebują. Nie udajemy się na śmierć z psycholem. Nie jesteśmy tak nieracjonalni jak on - tłumaczę.
      Zaczynają lecieć mi łzy. Dlaczego? Chyba dlatego, że wiem, iż to, co mówię, nie do końca jest prawdą. Tak naprawę nie wiem, czy poradzę sobie z rodzicami, bo ze mną też nie jest najlepiej, nie jestem wcale racjonalna i chcę z nim iść! Choć boję się, że to także może nie być prawdą, że myślę tak tylko pod wpływem emocji…
      - Cass, przecież musimy - Jeremy dziwi się, że jestem temu przeciwna. - Dla NIEJ, Casey - mówi, a jego oczy wypełniają łzy, których on nie chce uwolnić.
      Boję się. Nie wiem, co robić. Zrobić coś dla NIEJ, czy dla NICH? Działać zgodnie z postawionym sobie jeszcze niedawno celem, czy z zasadą, według której poprzysięgliśmy sobie działać z bratem. Zrobić coś dla NICH, czy dla WSZYSTKICH. Dla RODZICÓW, czy dla SIEBIE? Spędzić resztę życia z niepoprawnymi rodzicami, czy z chłopakiem, którego praktycznie nie znam i który mnie denerwuje, na Ziemi, a wkrótce może i nawet poza nią. Chociaż przy okazji WIEM, że to właśnie JA muszę pomóc tym „niepoprawnym rodzicom”, a „obcy chłopak” poradzi sobie sam. Wiem, że muszę przywrócić ich do życia, nie tylko do istnienia. Kiedyś powtarzali mi „rób więcej, niż tyle, że istniejesz”, a teraz sami się do tego nie stosują. Bo nie potrafią. Ale ja muszę ich tego nauczyć. Bo jeśli nie ja, to kto?
      Mam postąpić jak zwykle, czy tak, jak powinnam? Ale… Jak właściwie powinnam…?




____________________

No tak, nie było mnie przez jakieś trzy tygodnie... No ale - coraz mniej czasu, okresy braku weny lub chęci... W każdym razie wracam z kolejnym rozdziałem jako prezentem na święta! XD Nie, wcale nie, bo to racze słaby prezent :P W każdym razie przepraszam każdego, kto był smutny, albo jakikolwiek inny (no chyba, że szczęśliwy, to wtedy nie przepraszam) za tak długą nieobecność, mam nadzieję, że wybaczycie :D

A w rozdziale dużo emocji, przemyśleń i decyzji... Co o tym wszystkim sądzicie? Spodziewaliście się takiego zachowania po Jeremy'm? :D No i co wybierze Cass...?

No i teraz mamy trzy sprawy:

Odpowiedzi na komentarze: napisze tutaj, by mieć pewność, że każdy zobaczy :D Więc... Widzę, że dużo osób oburzyło się na mnie przez określenie "psychol" na Reda, cieszę się, ze mamy jego wielbicielki oraz obrończynie XD Po drugie - chcę złożyć BARDZO spóźnione podziękowania za (też spóźnione, ale mniejsza o to ^__^) życzenia urodzinowe :* Oraz jestem niezmiernie szczęśliwa, iż wymyślone przeze mnie dialogi kogoś rozśmieszyły :3 Inna Ja - wcale mnie nie dobiłaś, tylko poprawiłaś humor i jeszcze bardziej zmotywowałaś do pisania, kocham takie komentarze :3

Nowy blog: wreszcie mogę wszystkich oficjalnie zaprosić na mojego kolejnego bloga, który tym razem będzie zbiorem opowiadań, a zdążyły się na nim pojawić już dwa prologi. Mam nadzieję, że ktoś wejdzie i pozostawi choć jeden komentarz :)

Święta: Wreszcie! Już jutro Wigilia, także od razu składam życzenia! No to co tu dużo pisać? Wszystkim czytelnikom - wesołych świąt, dużo zdrowia i szczęścia, weny dla piszących, celu i motywacji dla smutnych :) Po prostu - WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO :*

Przepraszam za tak długi dopisek, ale... Tak wyszło, mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto wytrwa do końca XD

DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ZA CZYTANIE I KOMENTOWANIE ^_____^

13 komentarzy:

  1. Wytrwałam do końca dopiska, co nie było zbytnio trudne. Rozdział jak zwykle świetny, a zarazem był prezentem - na serio. c: Bo każda taka Twoja notka sprawia, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech... A z okazji Świąt życzę dużego pakietu weny, czasu i ochoty, oczywiście również zdrowia *wymienia wszystkie klasyczne życzenia*. c;
    Pisz dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zwykle świetny :) Ja chyba się spodziewałam takiej decyzji. Zastanawia mnie tylko czemu oni się podzieleni na te grupy. Co do rozdziału to tyle, a ja chcę ci życzyć WESOŁYCH ŚWIĄT! Dużo weny, fajnych prezentów i wszystkiego co sobie tylko wymarzysz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wesołych Świąt. Normalnie nie mogłam się doczekać tego nowego rozdziału ;_; brak chęci no wiesz tego się po tobie nie spodziewałam ;_; co z moja Arielka? Ogólnie rozdział bardzo fajny ale ja czekam na jakąś akcje! Myślę że Cass pójdzie z nimi, spodziewałam się ze Jeremy będzie chciał pójść. CZEKAM NA SUPER ROMANTYCZNA SCENĘ MIĘDZY CASS A REDEM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się, nie straciłam chęci do pisania, bo jej nigdy nie stracę :D To był po prostu brak chęci do zapisywania tego wszystkiego - miałam niby plany rozdziału w głowie i w ogóle, ale nie miałam ochoty tego układać w jakąś zrozumiałą całość XD Nowy post z Arielką pewnie gdzieś w piątek się pojawi :D A tak przy okazji... Widzę, że nie tylko ja korzystam o takiej porze z komputera XD

      Usuń
    2. *w sobote XD Bylam przekonana, ze dzisiaj jest czwartek >.<

      Usuń
    3. Hahah ojeju wiesz ja z telefonu bo mój komputer jest inwalida XD siedziałam do pozna w sumie jakoś nie mam ochoty spać haha.

      Usuń
    4. Właśnie siedzę i wgapiam się w ekran jak kompletna idiotka nie mając pojęcia co napisać -,- Mam kompletna pustka. Twój rozdział zupełnie wyssał ze mnie zdolność do pisania komentarzy. >.< Spróbuję, więc ująć to tak.
      Było w nim emocji. Och było... Ten rozdział nie był "mordujemy wszystkich, strzelany i uciekamy" tylko "robimy odpoczynek, siadamy na chwile i myślimy o wszystkim". Lubię jak dużo się dzieje, ale takie rozdziały też. Bliżej poznajesz wtedy bohatera, z którym masz do czynienia. Jerry zachował się jak dla mnie jak prawdziwy wariat ale lubię go - lubię wariatów ;P
      Co do Reda... Wspominał, że go kocham? Nie? Toż to hańba. A więc - kocham go. I jeśli Cass go nie weźmie to ja z chęcią się nim zajmę. Huehue ;D I o czym ja to znów? Za dużo kofeiny -,- Albo czekolady €:
      Zastanawiam się co będzie dalej z tym wszystkim ale obstawiam, że Cass pójdzie z nim :P Inaczej nie byłoby tego... Bum?! Wiesz o co mi chodzi prawda? c:

      Na życzenie wesołych świąt już trochę za późno, ale mam nadzieje, że były wesołe. Dla mnie bardzo (braciszek wybił sobie bark ;D). Natomiast życzę szalonego niezapomnianego sylwestra i aby Nowy Rok przyniósł wszystko czego oczekujesz ;>
      Czekam na kolejny rozdział o Cass i Redzie :*
      Życzę dużo, dużo, makabrycznie dużo, wenny i pozdrawiam!
      Buziaki, Inna :3

      Usuń
  4. Zapraszałaś, więc jestem tak ja mówiłam :) Przepraszam, że dopiero teraz ale moja przyjaciółka ma dziś urodziny i... nieważne :) Polubiłam Jerry'ego ... Jest taki zwariowany i to mi się w nim podoba xD Mam nadzieję, że Cass z nim pójdzie :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, że przyszłaś i że zostawiłaś komentarz ;)

      Usuń
  5. Nie ma nic tutaj.
    Nie ma Ucieczki.
    Nie ma Arielki.

    I jak żyć? ;__;

    OdpowiedzUsuń
  6. Z radością powiadamiam Cię, iż zostałaś nominowana przeze mnie do LBA :) Mam ogromną nadzieję, że odpowiedz na pytania, a jeśli nie to byłabym wdzięczna, gdybyś napisała komentarz pod postem o Liebster Blog Award (gdzie również znajdziesz więcej informacji :) ), mówiący, że nie bierzesz w tym udziału. Z góry dzięki :*
    Opowiadania Książkoholiczki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za nominację ^___^ Oczywiście na wszystko odpowiem, ale to jak będę miała więcej czasu :3

      Usuń
  7. Jak to się stało, że nie zajrzałam tu wcześniej??? Głupia ja :) Mam nadzieję, ze mi wybaczysz moje niedopatrzenie.
    Tak czułam, że Jerry nie będzie miał porów przed pójściem z Redem, a Cass ciągle się waha, niby podjęła decyzję, ale mam wrażenie, że nie jest ostateczna.
    http://nim-ci-zaufam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Skomentuj! Proszę, zrób to dla mnie, a zmotywujesz do dalszego pisania lub doprowadzisz do wprowadzania ewentualnych zmian. To dla mnie naprawdę ważne! :)