wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 1

ONA


     Rano szybko ubrałam się i poszłam do kuchni na śniadanie. Zjadłam je z mamą i tatą. Podczas jedzenia rozmawialiśmy.
     - Robiłaś wczoraj raport? - zapytał tato.
     - No pewnie, później ci prześlę - uśmiechnęłam się do niego.
     - Zabierali wczoraj kogoś? Widziałaś coś? - próbuję sobie wszystko przypomnieć.
     - Tak... Jakiegoś mężczyznę. Nie wiem, kto to był. Ale zabrali go Foksi, więc pewnie niedługo dowiemy się z ogłoszeń.     - No to powodzenia w szkole - powiedziała mama, gdy wstaję od stołu. Odpowiadam jej uśmiechem.
     Żegnam się z rodzicami i idę do szkoły. Wchodzę do budynku wypełnionego ludźmi. Ludźmi, z których większość raczej niewiele dla mnie znaczy. Pomimo tego że znam ich właściwie od początku życia. Idę do klasy. Po chwili wjeżdża robot.
     Nauczyciel zaczyna wykład, a ja włączam nagrywanie za pomocą myśli i kładę się na ławce. On i tak nie zauważy, jest skupiony tylko na jednej czynności - przynudzaniu. To znaczy miałam na myśli oczywiście nauczanie...
    Kiedy kończy się pierwsza, trzydziestominutowa lekcja, robot wypuszcza nas na dziesięciominutową przerwę. Idę do kawiarni, która znajduje się w podziemiach naszej szkoły. Jest tam idealny klimat do spędzania przerwy i odpoczynku - można wziąć darmowy gorący napój (kawę, herbatę, kakao lub gorącą czekoladę), posłuchać przyjemnej muzyki, spotkać się z miłymi ludźmi, porozmawiać. Biorę kubek gorącej czekolady od pani, która tutaj pracuje (na szczęście ona nie jest robotem) i siadam na czerwonej pufie obok Abi - mojej przyjaciółki z równoległej klasy; na prawdę nazywa się Aberwee Derby, ale ona nienawidzi tego imienia. Właściwe ja uważam, że jest całkiem ładne, ale trudno ją do tego przekonać.
     - No i jak tam, Cass? - pyta, a następnie bierze łyk swojej kawy. - Jaką mieliście lekcję?
     - Nawet nie pytaj... Nie mam pojęcia! Całą lekcję przespałam. Ale teraz mamy historię, więc zamierzam przeżyć ten czas jakoś bardziej świadomie - uśmiechnęłam się do niej.
     - Eh, ja tam nie cierpię historii... A teraz PDP będziemy mieć, ale na razie jest 40 minut przerwy, więc trochę tu sobie posiedzę.
     - Tak samotnie? I co ty tutaj niby robisz?
     - No wiesz... Rozmyślam!
     - Ty i rozmyślanie?! Abi, proszę cię! - rozejrzałam się. Nagle znalazłam prawdziwy powód, dla którego jeszcze się tutaj znajdowała. - Aha, więc o to chodzi! - złośliwie się do niej uśmiechnęłam. - Co tam z Mike'iem?
     - No przestań, wcale nie chodzi o niego! - dziewczyna zrobiła nieśmiałą minę i odwróciła wzrok.
     Zaśmiałam się z niej cicho, a ona obdarzyła mnie dość morderczym spojrzeniem. Mike to czarnowłosy chłopak, który podoba jej się już od bardzo dawna. Chodzi ze mną do klasy. W sumie jest nawet miły. No i nie najbrzydszy - ma ciemne oczy, jest wysoki i dość dobrze zbudowany. Ale podoba się tylko jej. To chyba dlatego, że jest po prostu lepszym przyjacielem niż chłopakiem, ale już w to nie wnikam, bo zaraz ma skończyć się przerwa.
     Żegnam się z Aberwee (niestety mogę ją tak nazywać tylko w myślach) i gdy idę już po schodach, w głowie słyszę robotyczny głos: "Wracaj na lekcję, do końca przerwy pozostało: 30 sekund". Nie chcę się spóźnić, więc przyspieszam.
     Pomimo, że historyczny robot znów opowiada nam o tym samym, jak zwykle bardzo uważnie słucham. W końcu zawsze może dodać coś nowego, o czym jeszcze nie wiem, a to jest dla mnie akurat bardzo ważne.
     Nauczyciel najpierw karze nam zameldować obecność, po czym ustawia się na samym środku podium, zwraca się w naszą stronę i zaczyna mówić. A ja wsłuchuję się w tak dobrze mi już znaną opowieść. Tyle razy ją słyszałam... Szkoda, że sama nic nie pamiętam. Mimo, że miałam wtedy już cztery lata. Po tamtym zdarzeniu wszystkie dzieci i niektórzy dorośli musiały mieć usuniętą pamięć, żeby lepiej nam się żyło, nie myśląc o dawnych wojnach. Niby trochę to pomogło - mogliśmy mieć w miarę normalne dzieciństwo. Ale z drugiej strony, po tym, jak zauważasz kilkuletnie luki, z których zupełnie nic nie możesz sobie przypomnieć, zaczynasz myśleć, że przy okazji trochę jakby brakuje ci osobowości. Bo to między innymi ją tworzą wspomnienia. Po przemyśleniu sprawy - to wcale nie jest takie fajne stracić wspomnienia. Nawet te najgorsze. Bo to właśnie one nas budują.
     - Kiedyś nasz świat podzielony był na siedem dużych kontynentów. Jednak po jakimś czasie przez działalność człowieka to wszystko zaczęło się zniekształcać. Ludzie kopali coraz więcej nowych kanałów i przesmyków, aż wreszcie dzięki temu kontynenty zaczęły dzielć się na coraz mniejsze części. Części tych, bo to tak po prostu wtedy je nazywano było 21 i nazwa każdej z nich była tylko numerem. Pomimo takiego podziału ziemi, nadal obowiązywały jakieś państwa oraz ich kultura, zwyczaje i język. Zmieniło się tylko terytorium. Jednak w którymś momencie ktoś wymyślił sobie, że zacznie podbijać inne Części, by zyskać więcej ziem na własność dla swojego narodu. I tak zaczęły się podboje, wojny oraz kolonizacje. Bardzo dużo ludzi zginęło. Części zaczęły stawać się niedostępne dla człowieka przez to, że nikt nie mógł się do nich dostać - przez toczące się bitwy mieszkańcy ówczesnego świata nie mieli pieniędzy, okrętów, samolotów, a nawet samych chętnych, by wybrać się w jakąkolwiek podróż. Znów zawitała śmierć. Ludzie umierali z powodu różnych nowych chorób i z głodu. Nie mieli wtedy wiele zasobów, wszystko stracili na wojnach. W końcu zebrało się kilku najsilniejszych Przedstawicieli. Zorganizowali sobie kilka statków, prowiant na podróż i dosyć liczną, jak na taką ilość okrętów załogę. Około dziewięciu tysięcy osób. Na odpowiednie miejsce płyneli półtora miesiąca. Słabsi zmarli z głodu albo z wyczerpania. Do celu dopłynęło ponad osiem tysięcy osób. Wszyscy byli niewyobrażalnie zmęczeni, głodni i spragnieni. Okazało się, że dopłynęli do Części, która tak naprawę nigdy wcześniej nie została odkryta przez ludzi. Nazwano ją Częścią 22. Jak widać ludzie nie byli zbyt kreatywni. Gdyby ktoś spojrzał wtedy na dawną mapę i zaznaczyłby drogę, którą przebyły te istoty myślące, zauważyłby, że musi znajdować się gdzieś pod podzieloną Ameryką Południową, chociaż i tak pewnie nie wiece, gdzie to jest - nauczyciele, mimo że są tylko robotami, potrafią być dla nas złośliwi. No, przynajmniej jest ciekawiej. Po chwili ciszy nauczyciel kontynuował. - Cała porośnięta była ona różnego rodzaju roślinnością, więc załoga pozbyła się mniej więcej jednej trzeciej zielonych obszarów i zaczęła budowę zupełnie nowego miasta. W tym czasie mieszkańcy wszystkich innych wysp poumierali, tym razem z wielu różnych powodów, lecz głównym były wszechobecne choroby. Społeczeństwo Dwudziestej Drugiej Części rozwijało się. Bardzo szybko rozwinęła się także technologia, między innymi z tego powodu, że okazało się, iż na naszej wyspie znajduje się bardzo dużo różnych rzadkich, wytrzymałych i cennych surowców, które przydały się w produkcji. W końcu ktoś nadał tej całej części oficjalną nazwę Lastee, a całkiem niedawno zyskaliśmy nowego króla - Ivana Gorev'a. I tak właśnie wygląda historia powstania naszego miasta w wielkim skrócie. Dziś mówię wam o tym, bo obchodzimy jego czternastą rocznicę. Jakieś pytania? - robot po raz drugi na tej lekcji odezwał się do nas jako ludzi, którzy myślą, a nie jako do "uczących się".
     W sumie miałam pytanie. A nawet kilka. Ale musiałam wybrać najlepsze, bo wiem, że na dwa już mi nie odpowie (za mało czasu, trzeba dać innym,szansę,...). Więc wybrałam.
     - Tak, ja mam jedno - odezwałam się głośno i wyraźnie, by dobrze mnie usłyszał. - Dlaczego po tylu latach wojennych porażek ludzie nie zauważyli, że to głupie i zamiast żyć nadal w spokoju w swoich Częściach, znów zaczęli rywalizować?
     - Złe pytanie - odpowiedział automatycznie nauczyciel. A to oznacza, że odpowiedzi nie ma, czyli  ludzie po prostu nie najlepiej wyciągają wnioski lub mają zbyt wielką wiarę w siebie. Albo najzwyczajniej są głupi. Bo czy ktoś mądry były w stanie powtórzyć, i to nie raz, jeden z najgorszych błędów, jakie można popełnić? No dobra, nie ważne.
     W głowie udało mi się nagrać całe przemówienie, a w dodatku zapisać jeszcze kilka wniosków i obserwacji, więc jest dobrze. Od razu przesyłam to wszystko do komputera głównego, by tato mógł to później skontrolować.
     Po historii mam już tylko dwudziestominutową przerwę, a następnie geografię, na której znów wyłączam świadome myślenie. Po co mi to, skoro w każdej chwili mogę wyjść na dwór i po prostu się rozejrzeć...? I tak niczego nowego, ani tym bardziej PRZYDATNEGO się tam nie uczymy...
     W drodze ze szkoły przechodzę koło słupa i sprawdzam informacje. To takie okropne żyć w czasach, w których każdego dnia musisz sprawdzać, czy przypadkiem nie straciłeś jakiegoś członka rodziny lub przyjaciela na zwykłym, publicznym wyświetlaczu...
     Na szczęście nie znajduję żadnego znajomego mi nazwiska, więc spokojnie wracam do domu. Mama i tato są jeszcze w pracy, ale w środku zastaję już mojego starszego brata - Jeremy'iego. Witam się z nim (niezbyt czule, ale zawsze to coś) i idę do swojego pokoju.



ON


     Wychodzę do drugiej części mojej ciemnej nory. Prawie w ogóle nie ma tutaj światła. Ale jestem przyzwyczajony. Właściwie w takich warunkach czuję się idealnie. Ciemność byłbym nawet w stanie nazwać swoim przyjacielem. W dodatku jedynym przyjacielem. Jest czymś, co otula mnie, otacza, wypełnia. Przy okazji jest relaksująca, kojąca; w zależności od sytuacji pobudzająca lub usypiająca. Poza tym łączy się ona z ciszą. Ciszą, która pozwala myśleć i nie zakłóca spokoju. Która jest przeciwieństwem przyczyny wielu konfliktów - hałasu. Więc zdecydowanie przyznaję się do ubóstwiania ciemności, która była ze mną aż od momentu moich narodzin. A właściwie nawet jeszcze wcześniej.
     Z prawego kąta pokoju podnoszę bluzę i trochę ją otrzepuję. Przed założeniem patrzę na swoje ręce i zauważam jedną bliznę więcej. Zapamiętuję to sobie, a następnie się ubieram. Bluza jest czarna, tak samo jak bojówki, koszulka i wojskowe buty. Mam nadzieję, że i tym razem uchroni mnie to od rzucania się w oczy.
     Ich już nie ma. Jej od dwóch lat, jego od wczoraj. I teraz już muszę radzić sobie sam. I sobie poradzę. Dobrze to wiem, bo byłem przygotowany na takie coś już od dawna. Teraz nie mogę już tylko dać się złapać.
     Zostało mi mało czasu, więc biorę plecak i żegnam się z moją starą, dobrą jaskinią - miejscem, które uchroniło mnie od tylu nieprzyjemnych, a czasem nawet śmiertelnych doznań. Już pewnie nigdy więcej tu nie wrócę. W sumie to chyba dobrze, bo dosłownie wszystko kojarzy mi się tylko z nimi.
     Gaszę ostatnią święcę, wychodzę i zasłaniam wejście. Wreszcie wyruszam, by zdążyć się uratować.



 ONA


     Najpierw zakładam na głowę opaskę, która przekazuje informacje do mózgu za pomocą chipa, a ten do mózgu. Tak codziennie muszę uczyć się za pomocą t- banda. Niby nie jest to zbyt męczące, ale ucząc się w ten sposób nie mogę przy okazji nic robić, więc moim zdaniem w pewnym sensie jest to marnowanie czasu.
     Następnie zaczynam czytać książkę. Książkę w postaci bardzo starożytnej - jest to zbiór zszytych kartek, z wydrukowaną na nich treścią, oprawione w okładkę. Chyba tylko ja jeszcze mam takie rzeczy w domu... No, może oprócz bibliotek, które zbudowali tutaj tylko na pamiątkę.
     Kiedy kończę czytanie, mam zamiar iść zrobić sobie herbatę. Wstaję z łóżka, na którym wcześniej leżałam i zaczynam iść w kierunku kuchni. Jednak doście tam przerywa mi dzwonek do drzwi. To dziwne. Kto mógłby przychodzić do nas o takiej porze? Przecież nikogo nie zapraszaliśmy... A co jak to Foksi? Ale czego mogliby od nas chcieć?
     Podchodzę do drzwi z niemałą obawą i je otwieram. Nawet nie zdążam zorientować się, kto tam stoi, tylko od razu słyszę:
     - Cześć, mogę wejść? - postać chyba nerwowo się rozgląda. - Za 10 minut mam umrzeć.





____________________





Dodaję rozdział trochę wcześniej, bo już gotowy, a akurat siedzę w domu :D Dziękuję za wszystkie cudowne komentarze i bardzo proszę o Wasze następne opinie :3

10 komentarzy:

  1. Jest ekstra! Robi się coraz bardziej ciekawie :) ON wspomina o niej i o nim. Wydaje mi się, że mówi o swoich rodzicach. Fajnie,że napisałaś o historii miasta :) I oczywiście mam nadzieję, że ON i ONA się spotkają. A może to on zapukał do drzwi? Czekam na nastepny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne 8) bardzo mnie zaciekawiła wymarla planeta i super historia :) ciekawe kto ma umrzeć czekam na następny i weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie! Genialne wprost! Jestem ciekawa, gdzie ON i ONA się spotkają.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe.
    Przypadkiem się tu znalazłam i postanowiłam zaryzykować. Przeczytałam.
    Nie widziałam ani nie czytałam podobnej historii, a uwierz dużo widziałam i czytałam.
    Postać Cass jest taka trochę sztywna, nie ma żadnych "niedociągnięć" . Ale zaciekawiła mnie ta historia i nie będę nigdy hejtować .
    Zaciekawił mnie ten ON, to ON jest u NIEJ? Czy może to tylko wciśnięcie dodatku?
    Będę czytać, będę komentować
    Dili lub Zuza,
    jak to woli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim - dziękuję za wejście i wyrażanie opinii :) Wydaje mi się, że ONA i jej postać może jeszcze trochę się zmienić, ale jak na razie jej "robotyczna" postawa była raczej zamierzona :)

      Usuń
  5. Przepraszam, że tak późno komentuję, chociaż już wcześniej mnie zapraszałaś, ale nie miałam czasu. Po pierwsze genialna wizja przyszłości! Opis miasta, działającego systemu. I ta kpina z ludzi. Uwielbiam takie książki i opowiadania. Zaczyna się na prawdę ciekawie. Ciekawie, ciekawie, ciekawie! Oczywiście pokazałaś ten swój talent do wymyślania ciekawych imion :) Ale pokazałaś jeszcze ten swój drugi cudowny talent. Piszesz bosko! Wspaniale! Twoje opowiadanie są przecudowne! Według mnie, jedne z najlepszych, jakie czytałam w internecie. A to zapowiada się na na prawdę mocne! Nie chcę zapeszać, więc może skończę, chociaż na prawdę wątpię, żebyś to zepsuła :) Tak czy inaczej, dobrze wiesz jak bardzo w Ciebie wierzę :) Jesteś niesamowita!
    Życzę weny, weny i jeszcze raz weny! Uśmiechaj się i pisz kolejny rozdział, bo nie mogę się doczekać ;)
    Pozdrawiam! :)
    http://batmaniaopowiadaniabarbragordonsstory.blogspot.com/
    A co mi tam, zareklamuję się! Chyba mnie za to nie zabijesz, prawda? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, dziękuję za Twoje kolejne i jak zwykle cudowne słowa ^___^ Między innymi to właśnie dzięki Tobie nadal piszę :3 No reklamuj się, reklamuj :D Reklamy tak świetnych blogów i opowiadań zawsze mile widziane :*

      Usuń
  6. Twoja wizja jest dość przygnębiająca. Tłumy dzieci, że smętnymi minami chodzące do szkoły jednym krokiem. Roboty nauczają. No i jeszcze to usunięcie pamięci. Moim zdaniem to wcale nie służyło temu, aby wszystkim lepiej się żyło tylko, aby władzy łatwiej się rządziło. W końcu kim rządzi się lepiej niż ludźmi bez przeszłości, którzy nie wiedza nawet kim do końca są?
    Historia ludzkości wypada według mnie drastycznie. Podział kontynentów na Części. Choroby, umieranie, a potem powstanie kontrolowanego państwa. Masz straszną wyobraźnię ;D
    Dramat. Życie bez książek – dramat. Ja bym chyba okradała tą całą muzealną bibliotekę.
    Nie no, zakończenie wypadło bombowo. Aż nie mogłam się nie roześmiać. „ Czy mogę wejść? Za 10 minut mam umrzeć.” Nie wiem czy chciałaś tym rozbawić czytelnika, ale ze mną tak właśnie było ^^. Stawiam, że to ten chłopak stanął przed jej drzwiami. Ale będzie się działo :P
    Idę do trzeciego. Już nie mogę się doczekać aby się dowiedzieć jak potoczą się losy bohaterów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, taka przyszłość też się może przytrafić... I trzeba będzie sobie z tym jakoś poradzić :) Przy okazji chciałam tutaj wyrazić mój pogląd na temat pomysłów ludzi dotyczących zaczynania wojen. Myślę, że się udało :D Wiem, z książkami też okrutnie, dlatego musiałam wprowadzić je w tej normalnej wersji do domu Casey i zrobić co najmniej jedną bibliotekę, bo sama bym się załamała :D Koniec specjalnie taki miał być. No wiesz, otwierasz drzwi, a tam stoi jakiś chłopak, który wygląda, jakby nie zwracał na ciebie uwagi i nagle, jakby nigdy nic, wprasza się do twojego domu i mówi ci, że ma umrzeć. Dobry plan z jego strony, prawda? :D Cieszę się, że Ci się podoba :)

      Usuń
  7. Wow. Końcówka po prostu świetna, nie żeby początek był zły. No po prostu doskonale. Mam mętlik w głowie, po przeczytaniu opowiadania. Nie wiem kto przyszedł, a ni po co. Lecę czytać dalej :D

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Skomentuj! Proszę, zrób to dla mnie, a zmotywujesz do dalszego pisania lub doprowadzisz do wprowadzania ewentualnych zmian. To dla mnie naprawdę ważne! :)