sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 6



ONA


         Wychodzę z domu razem z Jeremy’m. Oboje jesteśmy odświętnie ubrani - mamy na sobie czarne spodnie i buty tego samego koloru, a oprócz tego ja mam białą, dość prostą bluzkę z długimi rękawami, zapinaną na czarne guziczki, on - koszulę w zupełnie tym samym stylu. Moje długie włosy są starannie splecione w grubego kłosa, natomiast jemu udało się dzisiaj ułożyć swoje w nieco mniej chaotyczny sposób, niż zwykle. Wszyscy będziemy wyglądać dokładnie tak samo. To tak, jakbyśmy byli jednością. Każdy jest jednakowy, nikt się niczym nie wyróżnia. Nie traktują nas jako pojedyncze osoby, jak ludzi z różnymi zainteresowaniami czy talentami. Liczymy się tylko i wyłącznie w formie grupy, całości. Jesteśmy jedynie wielkim morzem, w którym nikt nie zwraca uwagi na jedną, zbłąkaną kropelkę. No chyba, że ta kropelka coś przeskrobie…

         W całkowitej ciszy kierujemy się w stronę centrum miasta. To właśnie tam wszystko ma się rozgrywać. Idąc, znów zastanawiam się, co my tak naprawdę świętujemy. To, ze jakiś facet wybrał się na króla i całkowicie zrujnował nasz świat? To, że przez niego nie da się normalnie żyć? To, że przez niego nasze człowieczeństwo coraz bardziej zanika…?

         Jesteśmy na miejscu. Naszym oczom ukazuje się dość duża scena, a przed nią tysiące ludzi. Są podzieleni na dwie części - po prawej kobiety, po lewej mężczyźni. Prawie w ogóle się nie ruszają. Na twarzach najmłodszych można dostrzec strach i niepokój, u starszych - tylko znudzenie lub zmęczenie. Wszyscy mają głowy skierowane na podium.

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 5



ON


         Wspaniale. Teraz mogę być już prawie pewien, że moje plany legły w gruzach, bo dosłownie od dziesięciu minut Casey wpatruje się we mnie, jakbym zabił jej matkę. Ale czego niby mogłem się spodziewać? Co ja sobie w ogóle wcześniej myślałem? Że się zgodzi? Że powie „Pewnie, czemu by nie zaryzykować życia dla szalonego, starszego chłopaka, którego w ogóle nie znam?!”. Teraz wiem, że postąpiłem najmniej rozsądnie, jak tylko się dało. Nie dość, że ona ze mną nie pójdzie, to jeszcze w dodatku wywali mnie teraz ze swojego domu lub zacznie mnie ignorować albo coś w tym stylu. Od tej pory pewnie będzie na mnie patrzeć jak na psychopatę. W sumie to rzeczywiście mój pomysł nie jest zbyt codzienny, ale za to ambitny, potrzebny oraz bardzo dobrze zaplanowany. Po rozmowie, którą przed chwilą odbyliśmy czuję jakąś chęć skończenia z tym wszystkim, porzucenia tego, nie angażowania się. Niestety, jest pewien problem. Skoro już to zacząłem, to nie ma opcji, by się teraz wycofywać.
         - Cass, ja wiem, jak okropnie to musiało zabrzmieć - wreszcie się odzywam, a ona odzyskuje prawie że przytomny wzrok. - Ale ja naprawdę nie jestem chory psychicznie.

czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział 4


ONA



     Budzę się i patrzę na zegarek. Za dziesięć ósma. Szybko wstaję z łóżka i od razu udaję się do łazienki, gdzie odświeżam się w kapsule i przebieram się w czarne rurki oraz bladoniebieską bluzkę - standardowy strój młodego obywatela naszego miasta.
     Jestem już prawie gotowa. Nagle przypominam sobie o tym, że nocował u nas Red i na palcach podchodzę pod drzwi do salonu. Są uchylone, więc ostrożnie zaglądam do pomieszczenia. Chłopak jest już ubrany, ale jego włosy przypominają trochę gniazdo, które kiedyś robiły sobie ptaki, z czego cicho się śmieję.
     Red siedzi na pościelonym łóżku, gniotąc w rękach jakąś kartkę. Wygląda na zdenerwowanego.
     - Można? - pytam i lekko pukam w drzwi.

niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 3

ONA
     Stajemy przed pokojem Jeremy'ego. Pukam, jak zwykle trzy razy.
     - Proszę - ledwo go słyszę. Pewnie jest czymś zajęty.
     Otwieram drzwi, ale jeszcze nie wchodzę do jego pokoju.
     - Emm... Cześć - uśmiecham się.
     - Coś się stało? - pyta.
     - Nie no, nic takiego. Tylko chciałam ci kogoś przedstawić.
     - Ta? - po raz pierwszy od mojego pojawienia się tutaj kieruje swój wzrok na mnie. - No to dawaj.
     Razem z Redem wchodzę do pokoju brata. Na szczęście jest duży, więc spokojnie się tam wszyscy razem mieścimy.
     - Red Averder - przedstawia się chłopak i podaje Jeremy'emu rękę.
     - Jeremy Arrow - odpowiada mój brat i uśmiecha się do niego. Raczej niezbyt szczerze.
     Jeremy dyskretnie wystawia mi wskazujący palec. To nasz znak. Aktywuję połączenie i-cog. Od teraz możemy porozumiewać się za pomocą myśli.
     Najpierw Jeremy mówi nam, żebyśmy usiedli na kanapie, a potem "odzywa się" już tylko do mnie:
     - Kto to jest?

piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 2



ONA
 
     Przede mną stoi wyższy ode mnie chłopak, mniej więcej w moim wieku. Pomijając ten fakt, że chyba każdy szesnasto- czy siedemnastolatek (a właściwe młodsi też) jest ode mnie wyższy... W każdym razie on jest wysoki. Ale też nie za wysoki. Powiedzmy, że jest średniego wzrostu, jednak trochę bardziej z naciskiem na "średnio wysoki" niż "średnio niski" czy też po prostu "średni". Jego dosyć krótkie włosy mają kolor bardzo jasnego blondu. Wygląda jak albinos. Ten efekt dają także jego blada skóra oraz oczy, które są duże i błękitne. Niemal mnie nimi hipnotyzuje.

wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 1

ONA


     Rano szybko ubrałam się i poszłam do kuchni na śniadanie. Zjadłam je z mamą i tatą. Podczas jedzenia rozmawialiśmy.
     - Robiłaś wczoraj raport? - zapytał tato.
     - No pewnie, później ci prześlę - uśmiechnęłam się do niego.
     - Zabierali wczoraj kogoś? Widziałaś coś? - próbuję sobie wszystko przypomnieć.
     - Tak... Jakiegoś mężczyznę. Nie wiem, kto to był. Ale zabrali go Foksi, więc pewnie niedługo dowiemy się z ogłoszeń.

piątek, 21 listopada 2014

Prolog



ONA



     Znajduję się teraz w samym środku miasta. Zmierzam w stronę sklepu spożywczego, aby zrobić tam zakupy. W pewnej chwili wszyscy dookoła się zatrzymują dokładnie w tych miejscach, gdzie akurat stoją i zupełnie przestają się ruszać. To może oznaczać wyłącznie którąś z kilku przewidywanych przeze mnie złych rzeczy, które za chwilę mogą się zdarzyć, więc naśladuję resztę. 
     Tą "złą rzeczą" okazują się dwaj strażnicy, którzy prowadzą między sobą mężczyznę, zapewne jak zwykle niewinnego. Strażnicy idą szybkim, idealnie równym krokiem, a mężczyzna ledwo co za nimi nadąża, prawie że wlecze się po ziemi. Nagle strażnicy przystają.